wtorek, 1 listopada 2016

Dwa słowa od ojca prowadzącego


Biorąc za punkt wyjścia epizody z życia dwóch wielkich osobowości Dzikiego Zachodu, Charlesa Goodnighta i Olivera Lovinga, McMurtry stworzył hiperwestern przewartościowujący większość klasycznych  motywów tego gatunku. Mamy schyłek epoki pionierów (lata 70. XIX wieku), mamy spęd bydła (jak w "Rzece Czerwonej"), pościg za porwaną (jak w "Poszukiwaczach"), bandytę i ścigającego go szeryfa (niczym w opowieściach o Billym Kidzie), zdegenerowanych morderców (podobnych grupie pościgowej z "Dzikiej bandy"), wreszcie zabiedzone niedobitki plemion indiańskich (rodem z "Niebieskiego żołnierza"). Znalazło się również miejsce na niebanalny wątek miłosny, historię dojrzewania, motyw trudnego ojcostwa i wnikliwie zanalizowaną wieloletnią męską przyjaźń. Nie brak tu zarówno przedniego komizmu, jak i dławiącego smutku. Ale przede poznajemy dwa skrajnie przeciwstawne charaktery westernowych emerytów: Woodrow Calla i Augustusa McCrae, w których ogniskuje cała wspaniałość i cały tragizm dziejów podboju i cywilizowania Zachodu. McMurty'emu udała się totalna synteza gatunku w jednej wielowątkowej opowieści, mająca w przedziwny sposób cechy zarówno demitologizacji, jak i mitologizacji. Do tego stworzył jednego z najbardziej pamiętnych bohaterów w amerykańskiej literaturze: Gus McCrae to osobowość większa niż życie, kwintesencja męskości w wydaniu hemingwayowskim, w opinii grającego go później Roberta Duvalla - "postać, która jest dla amerykańskiego aktora tym, czym dla angielskiego Hamlet i Król Lear". Wielki epos o godności życia i godności umierania, słusznie uhonorowany Nagrodą Pulitzera, na dokładkę genialnie przełożony przez Michała Kłobukowskiego (znowu!), któremu przyniósł nagrodę Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich.

Michał Stanek (źródło)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz